środa, 27 lutego 2013

wypętelkowane :)

czapachy dwie :)
a oto jedna z nich (druga taka sama, tylko nieco węższa w "talii") z wymiennym kwiatkiem.
Zdjęcie z modelką, jak modelkę uda się złapać, spacyfikować, wsadzić jej czapkę na głowę, związać, przywiązać do krzesełka, zrobić błyskawiczne zdjęcie, rozwiązać i uciec :P
 Kolory mniej więcej rzeczywiste, mam wrażenie, że w naturze nieco bardziej wyglądają jak na pierwszym zdjęciu...

A teraz elementy kocyka :) 
i uroczyście oświadczam ,że mam więcej niż 156 kawałków :)  9 kupeczek po 20 sztuk to w sumie daje TADAM!!! 180 kawałków :) więc Królik może przed osiągnięciem pełnoletności zdąży się nacieszyć kocykiem...

Ten kolor co wygląda jak malinowy to w rzeczywistości jest taki sam odcień różu jak wykończenie czapki na pierwszym zdjęciu... słońca nadal niet i zdjęcia są z lekka do d... fotoszop nawet nie daje rady :P

A teraz idę pękać z dumy....
bo oto jaka mać, taka nać :P

Królik i nowe zabawki.... no i teraz zamiast sobie, będę dziecku kupować dziurkacze :P może mi czasem pożyczy...

sobota, 23 lutego 2013

mistery girl :)

jaka jest, każda wie :)
a trafiłam na jej zdjęcia całkiem przypadkowo, błądząc sobie w czeluściach blogosfery i podglądając z przyjemnością co to tam inny wydłubali bądź wynaleźli... i tak trafiłam na piękny blog Jasmin i wpadłam jak śliwka w kompot...
mnie też zaczarowały jej oczy... i też nie chciałąm uwerzyć w tragiczną wersję losów Córki Fotografa (bo tak też określana jest ta dziewczynka - the TPD girl ("The Photographers Daughter")
i też wpadłam w manię wyszukiwania pocztówek, obrazków, grafik z jej wizerunkiem

a kim była tajemnicza dziewczynka o wszechwiedzących oczach...?

no cóż, wielka zagadka i wiele osób chciałoby wiedzieć, ja zresztą też...

i specjalnie dla Jasmin ten link:
mistery girl odnaleziona :)
a przynajmniej mam taką nadzieję...

a ja nadal będę grasować po targach staroci i portalach aukcyjnych poszukując kartek z Mistery Girl i liczyć na łut szczęścia w licytacjach :P

piątek, 22 lutego 2013

pętelkuję zawzięcie...

zimowy marazm mnie dopadł i puścić nie chce...
kartki o dziwo udało mi się na święta  skończyć i nawet wysłać PRZED Wigilią... zdjęć niet bo głupio nieco przed Wielkanocą w sumie bożonarodzeniowymi klimatami po oczach trzaskać :P
o kartkach wielkanocnych się nie wypowiem bo jak na razie to bazy mam kupione :P
szydełkowo czapka dla młodej zrobiona, ładna mi wyszła, a co, sama się pochwalę i po ranieniu poklepię, że po dziestu latach przerwy potrafiłam jeszcze szydełko w rękę wziąć i schemat odczytać i tylko trzykrotnie pruć całość... nawet wymienne dwa kwiatuchy zrobiłam do czapachy i jak Królik pozwoli ją sobie na głowę włożyć i łaskawie swój majestat obfotografować to zdjęcie czapachy będzie na blogu.

poza tym pętelkuje, pętelkuję i końca nie widać...
156 kwadratów machniętych i i skromne jakieś 100 przede mną :P

i stwierdzam, że kolejne drogie hobby się przyplątało...
nio może gdybym czapeczkę szydełkowała to portfel by mi nie piskał tak żałosnie, ale przecież po co jak można od razu z grubej rury narzutę 200cmm x100cmm pętelkować :P
A najlepsze jest to, że Królik załapała od razu, że to dla niej bedzie kocykonarzutka i rozkłada kwadratty na podłodze po swojemu i nie pozwala dotknąć :P i drze paszczę (JA!! ja hapsi!!! mama nie, tata nie, babcia nie! Ja hapsi, uhu hapsi, hophop hapsi!" (znaczy z królikowego na nasze-  ręce precz od wietnamu, moja  narzutka, ja z moim zwierzyńcem bedę na niej spać i się poniewierać. i co mnie obchodzi, że chcesz se matka kolorystycznie kwadraty pokładać, ręce precz!)

na dodatek przez kilka osób z blogowej braci wciągneło mnie w stare kartki (palcem nie pokaże, bo czkawkę dziewczyny będą mieć że hoho!!! ale chyba każdy wie kto w starociach  siedzi i kusi...) no i też mam :) a co! kilka maleńkich sztuczek ale są moje, moje tylko moje :)
próbowałam też walczyć na portalu aukcyjnym naszym rodzimym o prawdopodobnie kartkę z Mistery Girl, ale odpadłam... za drogo jak na dzisiaj dla mnie poszło... ale szczerze gratuluję i jednocześnie zazdroszczę zwycięzcy ;)
a zdjęcia będą po łikendzie :)

środa, 31 października 2012

targi staroci zaliczone i nieco świąt :)

Nie powiem kto mnie zaraził, nie powiem...
ale byłam, wyciągnęłam Królika na spacer i Mamika i...
umarłam z zachwytu i szczęścia i porażenia cenami :P
za dużo nie kupiłam bo za duży wybór był, ja jak ten osiołek z wierszyka, a to co mi naprawdę weszło w oko ceny miało nieco zaporowe :(
ale nic to, impreza w świętym mieście cykliczna, więc za niedługo się okutam cieplutko, progeniturę zostawię tatusiowi progenitury i poturlam się z dreszczem szczęścia w sercu na poszukiwania skarbów...
Ale żeby nie było, że nic nie kupiłam, to kupiłam.
A co.
Klatkę dla ptaszków kupiłam
(podejrzewam, że ze starociami ma niewiele wspólnego, ale ładniutka była i pewne plany względem niej miałam, znaczy się aranżacja świąteczna miała być, ale Królik wyhaczył łup i zakomunikował "o tu! ja mam! JA JA JA!!!ćwićwi hapsiu!!!!" - w luźnym tłumaczeniu - o! ładne!! nie łudź się matka, to moje!!! ptaszek będzie tu spał!!! MÓJ PTASZEK!!!)





o! a "zaraza" przyszła stąd:
http://vintageroseretro.blogspot.com


a teraz zaczynam sezon świąteczny :)







kolory nieco przekłamane, bo zdjęcia robione przy kompletnie zachmurzonym niebie... nawet edytor zdjęć nie dał rady ;)

za to teraz mam nowy nałóg...
granny squares mnie wsysło...
wsysło i koniec
siedzę i dłubię :)
a kartki leżą niedokończone...
ale szydełko ma przewagę nad "papierową" robotą - mogę spokojnie dłubać przy Króliku, włóczka jej tak nie ciągnie jak papiery...

czwartek, 18 października 2012

ślubnie nieco nietradycyjnie...

ale gdzieś mi biel zbrzydła, spaskudziła się i znudziła... więc kartkę wymodziłam na ciemno...
czekoladowo, nastrojowo, wieczorowo ;)




a teraz siedzę i po cichutku popadam w marazm, lebenschmertz mnie ogarnia i ogólna niechęć...
podgoniłam z kartkami świątecznym, zrobiłam małą kupeczkę "na gotowo", drugą kupeczkę podszykowałam jako kolorowe bazy, gdzie sama przyjemność mi została i nie mam chęci i czasy wykończyć...
takie październikowe nastroje herbaciano-kocykowe mi się przyplątały...
jedynie dłubanie na szydełku mi idzie względnie (bo kocyk mu nie przeszkadza, a wręcz przeciwnie, kocyk i szydełko to duet zgrany) i kolejne gwiazdki choinkowe się dłubią...
i w tym roku choinka bedzie bielsza i gwiezdniejsza ;)
na pierwszym planie Królik rozpracowujący z zacięciem mamine gwiazdeczki :P

wtorek, 9 października 2012

Chrzciny Franka

specjalnie dłubana kartelucha dla chrześniaka mojego brata, słodkiego, przytulastego, osobiście przez ciotkę papiórkową wymiętoszonego, wynoszonego i wypieściuchanego Franka :) 6 kilo słodyczy z płucami godnymi najlepszych śpiewaków operowych i uchwytem łapnym jak pudzian :P
Dłubana  na wariata, po nocach, w tempie ekspresowym (bo trzy dni dla papiórkowej to tempo kosmiczne...), ale wyszła... dawca i biorca kartki zadowoleni, a to najważniejsze :)
TADAM!
napis zembossingowany, ale nie udało mi się uchwycić na zdjęciu jak slicznie błyszczy i się uwypukla...


 a to podgląd na kieszonkę z "tagiem" do zapakowania krzyżyka:

środa, 12 września 2012

pożegnania nadszedł czas

czyli exploding box po papiórkowemu...

wydłubane powolutku dla szczęśliwej emerytki z którą miałam autentyczną i nieukrywaną przyjemność przepracować (ranyboskie!!!!to ja aż TYLE lat się męczę w kołchozie???) 13 lat...


z moich ulubionych ostatnimi czasy papierów lemonadestamps "grandma's attic", z własnoręcznie kręconymi kwiatuchami (polecam - jeden odcinek dextera, jeden odcinek CSI LV, flaszka desperadosa (no może dwie...) i kwiatuchy same się kręcą :P)






nie zwracać uwagi na tło, to artystyczny biurowy nieład kołchozowy...




a to kwiatuchy z których jestem niemożebnie dumna, więc was pokatuję ich zdjęciami: