Mikołajki za nami, mało tego, gwiazdka i choinka też przeleciały jak sen złoty...
Dzieć w nowe książki zaopatrzony, mamunia zresztą też, mało tego, mamunia swoje lektury już zdążyła przeczytać i przetrawić :)
i zadowolona jest z "mikołaja" jak rzadko kiedy.
Więc mamunia pod choinką i poduszką znalazła maleńką kupeczkę książek z tzw strefy eklektycznej, czyli krótko pisząc od sasa do lasa ;)
"Freakonomia" i "Superfreakonomia" były zapakowane w piekny papier...
na dodatek "Profil mordercy" Paula Brittona i "Tajemnice wydarte zmarłym" Emily A.Craig zakupione jak zwykle w moim ukochanym Znaku... ("Trupia farma" czeka cierpliwie w księgarni na dzień matki... choć się ofochałam na wydawnictwo bo jakieś takie okładki jak z powieścidła sensacyjnego dali :/ no nie podoba mi się ubranko książki, nie podoba... wiem, ze zawartość się liczy, ale ubranko też ważne...)
Książki ze skrajnie przeciwległych dziedzin...
Podtytuł Świat od podszewki mówi właściwie wszystko... jeżeli ktoś jest ciekawy dlaczego dealerzy narkotyków mieszkają z mamunią, co jest bardziej niebezpieczne dla dziecka - broń w domu czy basen w ogrodzie i właściwie to dlaczego wybieramy takich a nie innych polityków powinien sięgnąć po te książki :)
Za to sama nie wiem jaki mam stosunek do Profilu mordercy... książka świetna, pokazująca kulisy zawodu profilera policyjnego, dobrze napisana i przetłumaczona, ale przyznam się szczerze, że pierwszy raz trzęsły mi się ręce z przerażenia w trakcie czytania książki... mam za sobą lektury masakrycznych horrorów, gdzie trup sie ściele gęsto i w ohydniasty sposób, ale chyba fantazja pisarska nie jest w stanie przebić rzeczywistego ludzkiego okrucieństwa... W każdym razie rodzicom dzieci z całego serca odradzam lekturę rozdziału o morderstwie Jamesa Bulgera - ja idąc z Kluską do galerii handlowej czy w inne gęsto zaludnione miejsce pacyfikuję ją w wózek lub zapinam w smycz, a od czasu tej lektury staram się niemal nie spuszczać jej z oka... może z czasem mi przejdzie... i wiem jedno - nigdy bym nie chciała, żeby moje dziecko zostało policyjnym profilerem... nigdy i za żadne pieniądze...
Za to książkę o pierwowzorze dr. Bones z serialu "Kości" łykłam jak przegłodzony pelikan - na jedno posiedzenie ;) temat też raczej nie lekki, ale obcowanie z mocno przechodzonymi zwłokami jakoś mniejsze wrażenie na mnie wywarło, bardziej wprawiło w podziw i uwielbienie dla niesamowitego talentu patologów sądowych...
Kluska znalazła mikołajkowo w kapciuszkach dwie aktualnie najukochańsze książeczki o małym misiu:
Gdzie jesteś Mały Misiu
Mały Miś
A pod choinką czekała na nią cała seria Misia Paddingtona dla najmłodszych
Paddington zwiedza miasto, Paddington i spacerek literek, Paddington i świąteczna niespodzianka, Paddington w ogrodzie oraz jakim cudem ten miś w Londynie mieszka?? wraz z samym Misiem :)
Cudna książki o Misiu w płaszczyku i kapeluszu , nieco nieporadnym, nieco zaskoczonym życiem w wielkim mieście i na dodatek uwielbiającym marmoladę (Znak ma w swojej ofercie mniej obrazkową ale równie świetną wersję przygód Paddingtona dla starszych dzieci)
a na dodatek, jako przysłowiowa wisienka na torcie znalazły się przepiękne książeczki o tym jak powiedzieć komuś że się go kocha jak stąd do księżyca i nawet jeszcze dalej, czyli seria książeczek o Dużym Brązowym Zającu i Małym Brązowym Zajączku Sama McBartney'a "Nawet nie wiesz jak bardzo cię kocham wiosną/latem/jesienią/zimą..." (cóż, na te książeczki trzeba jednak polować na allegro bądź innych wyprzedażowych portalach... sporadycznie się pojawia się w empiku "pierwsza" część ale w tamtym roku byłą dostępna przez dwa dni :P)
Kluska przeszczęśliwa, my nieco mniej i zaczynamy marzyć, żeby dzieć załapał sztukę czytania (wiem, wiem, trzeba jeszcze co najmniej ze dwa lata poczekać...) i dał nieco odpocząć zdartym gardłom rodziców...
Ale przyznam się, że to kapitalne uczucie patrzeć jak dwuletni brzdąc leci z przytupem do półki z książkami i wyciąga ulubioną lekturę i się pcha na kolana... a potem pokazuje na obrazek w książeczce i robi noski-eskimoski jak Mały Miś i jego mama czy rzuca się w ramiona jak Mały Brązowy Zajączek... no słodko na serduchu wtedy, słodko...
Zresztą polecam serdecznie wszystkie te książeczki - pięknie wydane, piękne ilustrowane (niekoniecznie w konwencji disnejowsko-jarmarcznej), pięknie tłumaczone...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz